CZEŚĆ NIEPOKALANEJ!
Drodzy Rycerze,
Pośród milionów ludzi tylko nieliczne serca kochały szaleńczo. Co za wstyd” — powie św. Teresa z Los Andes, spoglądając na ukrytego Więźnia tabernakulum, którego przychodziła uwolnić w codziennej komunii świętej. Jak? Po prostu wziąć Go ze sobą do wszystkich spraw każdego dnia. Mieć z Nim wspólne myśli i jedną duszę. Pozwolić przemieniać się przez małą Hostię, która, jak mówią pobożni autorzy, ma przecież ludzkie serce. A czego pragnie ludzkie serce? Każdy z nas dobrze zna odpowiedź. Ludzkie serce chce być kochane i czeka na słowa, które pocieszą jego samotność.
Chrystus w tabernakulum nasłuchuje, czy dziś choć jedna dusza powie Mu, że Go kocha, tak po prostu pomimo całej swojej nędzy i niedoskonałości, nad którymi On nieustannie chce się pochylać i mocno do Siebie przytulić. Gdy miłość jest prawdziwa, mówią święci, wtedy nie dzieli ani czas ani odległość, bo człowiek jest szczęśliwy gdy kocha. A gdzie znajdzie większą miłość niż w Ofierze Mszy Świętej, gdzie On nieśmiertelny Bóg idzie umierać najpierw dla Niej — Niepokalanej, by zapłacić za Jej wolność od grzechu, po to aby z Niej wyprowadzić lud wolny, odkupiony, który nie zgubi się tylko wtedy, gdy przylgnie do Niego sercem nie wargami. Gdy kocha Bóg, to kocha po Bożemu, czyli usuwając wszelkie granice, daje się cały, zniżając się do pokarmu dla swego stworzenia, bo tak bardzo za nim tęskni i chce być aż tak blisko. Ta szalona miłość domaga się odpowiedzi. Dlatego św. Teresa od Dzieciątka Jezus maluje przed nami obraz uginanej trzciny, która nie lęka się złamania, gdyż została posadzona nad brzegiem wód. „Kiedy zgina się — zamiast dotknąć ziemi spotyka tylko dobroczynną falę, która ją umacnia i sprawia, że pragnie innej jeszcze burzy szalejącej nad jej słabą głową. Właśnie ta słabość stanowi całą jej ufność; nie może się złamać, ponieważ we wszystkim co się jej przydarza chce widzieć tylko słodką rękę swojego Jezusa… Słabe uderzenia wiatru są dla niej bardziej nieznośne, aniżeli wielkie burze, które sprawiają, że zanurza się w swoim umiłowanym strumyku; łagodne porywy wiatru nie przygniatają jej dostatecznie nisko, to tylko nikłe ukłucia szpilki…”. Święci zazdroszczą sobie cierpienia, bo wiedzą, że to najdroższe klejnoty z Bożego skarbca. Nie sprzeciwili się gdy Pan Bóg otworzył im ucho (Iz 50, 5) i nie cofnęli się przed drogą Baranka, którego poślubili w wierze. To właśnie ta wiara, tłumaczy św. Teresa z Los Andes, przemienia cierpienia i karze szukać ich źródła w miłości Bożej, która poddaje próbie i oczyszcza dusze, bo życie jest po to by cierpieć i walczyć, a kiedy nie mamy już sił, doda św. Teresa od Dzieciątka Jezus, wtedy Zbawiciel walczy za nas, bo „im więcej łez do otarcia, tym większa będzie pociecha”.
Jakże pragniemy tej pociechy w tym smutnym świecie, gdzie dusze chorują od nieczystego powietrza, paraliżowane bezbożnymi ideami. Pomimo to św. Maksymilian powie każdemu z nas „Zaczynaj, zawsze zaczynaj” i to musi nas obudzić, by modlitwą i ofiarą dać Jezusowi tych których kocha, największych grzeszników, aby z cienia śmierci mieli siłę przejść do blasków jutrzenki, czyli odnaleźć Bramę niebieską — Niepokalaną. I to jest MI każdego z nas, podsumuje św. Maksymilian i karze nam powtórzyć za św. Franciszkiem, że do tego celu „Pan Bóg nie mógł znaleźć człowieka bardziej grzesznego i niedołężnego i nieodpowiedniego i dlatego mnie wybrał”, ale to nic, pocieszy nas założyciel Niepokalanowa, bo jeśli Maryja wie, to i kłopotu nie ma…

W Niepokalanej Współrycerz