Cześć Niepokalanej!
Drodzy
Rycerze!
„Istnieje
moment między początkiem a końcem — jest nim życie”. Ta zwięzła definicja św.
Teresy z Los Andes przypomina jak krótka jest pielgrzymka do wieczności. Ile
dusz, tyle szlaków, które czasem się przecinają, by potem pobiec w swoim
kierunku. Każdy z nas jest wołany do domu, Niebieskiej Ojczyzny, gdzie
zatroskany Ojciec wypatruje marnotrawnych synów, wcześniej dając im ten moment,
czyli życie, by mogli za Nim zatęsknić. On kocha, a miłość chce być oczekiwana
i tylko temu służy czas, oplatający ziemską rzeczywistość. Niektórzy, jak
święci, dobrze go wyzyskują od najmłodszych lat stawiając stopy na właściwych
drogach. Inni, też jak święci, mówią że ukochali późno, jednak odkryli, że
miłość zapala gorliwość, która nadrabia stracony czas. Przemienia oblicza, jak
Chrystus przemienił się dla apostołów, by poznali, do czego zostali wezwani.
Tabor był potrzebny, aby mogli przejść przez własną Kalwarię — górę, która
dotyka nieba. Któż lepiej o tym wie, niż Matka samego Boga, obdarowana przez
krzyż niepokalanością. Ochroniona od grzechu, chce chronić grzeszników. Jej
serce biło na ziemi wśród nas i nie przestaje bić w niebie dla nas. Dlatego do
Niej trzeba nam podnieść myśli, wolę i czynności, byśmy nie zwodzili siebie
własnym upodobaniem, które prędzej czy później obnaży, że nie jest tym, czego
szukaliśmy. Bóg przenika serca i daje im różne drogi, których kres wyznaczył na
szczycie wzgórz wiekuistych. Nam trzeba tylko chwycić Jego wolę, by ze św.
Teresą z Los Andes zawołać: „Jeśli chce, abym szła, pójdę chętnie. Jeśli nie,
pozostanę szczęśliwa”. Dlatego dziecko musi przyjąć wszystko z ręki Ojca, by
samo nie zostało z pustymi rękami, gdy przyjdzie wypłacić się do ostatniego
pieniążka…
Święci
mówią, że dusza jest większa niż cały świat, gdyż świat ma swój kres. Dlatego
nie pozwalajmy sobie, by wymknął się nam nawet najmniejszy czyn, w celu jej
ocalenia. Środek zawsze jest ten sam, modlitwa i ofiara. I nie chodzi tu o
spektakularność, lecz bardziej o ewangeliczną dyskrecję zamkniętych drzwi do
izdebki, gdzie dziecko powie do Ojca „pomóż Tato”, a Niebieskiej Mamie powierzy
wszystkie kłopoty i z ufnością zapyta „jak chcesz to rozwiązać?” Święci wołają,
że Bóg nie odmawia Siebie nikomu, a tym którzy od początku swego życia
duchowego próbują piąć się aż na szczyt doskonałości, nie wejdą do nieba
samotnie, bo własnym przykładem i wpływem pociągną za sobą wielu, którzy
inaczej zostaliby w miejscu powtarzając, że „nikt nas nie najął”.
Świętość
jest wyzwaniem, które Bóg wlewa w dusze pragnące Mu służyć. Jednak ta służba
odbywa się w drodze, gdzie nagłe burze moczą do suchej nitki, a słabość często
szepce do ucha, że nie ma już sił by iść dalej. Jednak pielgrzym nie rezygnuje,
bo wie komu zaufał. Płaszcz Niepokalanej chroni go przed wątpliwościami, a
Chrystus karmi, by nie ustał w drodze, bo wie, że niejeden z nas przyszedł z
daleka. Choć czasem zdaje się, że ciało słabnie, a duszę ogarnia swoiste
tchórzostwo, jednak to nic, jak twierdzi św. Teresa z Avila, jeśli tylko wola
jest zdrowa. Pragnienia, które Bóg budzi w duszy zawsze są po coś, czyli mają wyznaczyć
jej kurs, szczególnie w chwilach nocnej żeglugi, gdy gwiazdy chowają swój blask,
a wiatry wydają się niepomyślne. Jednak śmiałkowie płyną dalej, póki
niespokojne serca nie znajdą przystani. A potem, „ani oko nie widziało, ani
ucho nie słyszało, co Bóg zgotował tym, którzy Go miłują”. Choć wydaje się to
jeszcze tak daleko, ale tak naprawdę granica ciągle jest blisko. Wystarczy
spojrzeć na tabernakulum, by przekonać się, jak Bóg pożąda dusz i z jaką
czułością na nie czeka. A kto lepiej przygotuje nas do tej drogi niż Matka
Jezusa, która dzieli z Nim Jego miłość do cierpienia, co musi być czymś bardzo
wielkim, jak mówi św. Teresa z Los Andes, skoro On wszechmocny, szuka go we
wszystkim. I właśnie tego uczy swoje dzieci, które pod czujnym okiem
Niepokalanej nabierają sił i szlifują charakter, by przez to móc oddychać
pragnieniem nieba.
W
Niepokalanej Współrycerz