Cześć Niepokalanej!
Drodzy Rycerze
„Józefie, synu Dawidów nie bój się
przyjąć Maryi” (Mt 1, 20). Kiedy Józef „będąc sprawiedliwym” nie rozumiał drogi,
którą prowadził go Bóg, chciał się wycofać. Boża myśl wyprzedza ludzki rozum,
dlatego potrzeba mu towarzyszki, która pokrzepi go w trudach i pozwoli mu
spojrzeć na szczęśliwy finisz tej „gonitwy”. Wiara tchnie wolnością, co nie boi
się chwytać wyzwań na pozór nieracjonalnych, ale czy właśnie to nie jest
paradoksem, którym posługuje się Bóg, by podkreślić, że jest od nas tak bardzo
różny?
Gdy Józef zobaczył brzemienną Maryję,
natychmiast stanęła przy nim jego własna udręka, pchająca go ku zwątpieniu. Bóg
pozwolił, by znalazł się w tych „ruchomych piaskach” tylko po to, by podać mu
rękę i udowodnić, że bez Niego w niczym nie może czuć się pewnie. Ile razy
śmiało kroczymy do momentu, kiedy świat staje na głowie i tracimy grunt pod
stopami. Rozum bez wiary gubi się i wyjście z labiryntu przeróżnych zdarzeń
staje się niemożliwe. Jednak wiara, mimo tego, że świat wyciska z nas pot i łzy,
każe chodzić z podniesioną głową, którą trzeba sięgać nieba, bo tylko tam jesteśmy
niewidoczni dla wrogów. Święty Józef pokrzepiony przez Anioła zerwał z
przygnębieniem i na przekór wszystkiemu wziął Maryję do siebie. A miłość choć
nierozumiana, lecz przyjęta, potrafi się odwdzięczyć. Nie zostawia duszy w
bezczynności, bo upodabnia ją do siebie, czyli podrywa ją do działania. To
Józef miał nadać przepowiedziane imię Dziecięciu (Mt 1, 25) i prowadzić Je
zgodnie z ustawami prawa. I tu kolejny paradoks. Ten, który jest Prawem, sam
staje się sługą. Ten, który jest Stworzycielem, przyjmuje naturę stworzenia.
Ten, który jest Wolnością, staje się banitą.
Bóg mówi do świata językiem, którego on nie
rozumie, dlatego potrzebuje tłumacza. A któż potrafi to zrobić lepiej niż miłość,
która ma cierpliwość do rozkojarzonych słuchaczy i ciągle im przypomina, że
wszystko przetrzyma, bo wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję (1
Kor 13, 4-7). Józef zostawiając swoje wątpliwości zyskał pewność, że jest na
właściwym miejscu. Każdego ranka wyczytywał to z oczu Niepokalanej. Duszy tak
pięknej, że Jej jeden uśmiech wynagradzał trudy życiowej tułaczki, nocne
ucieczki i twardy chleb codzienności, który Ona zamieniała w najbardziej
wykwintną ucztę. Swoją Niepokalanością przypomina, że niegdyś nie było w nas
rozdźwięku pomiędzy tym co ludzkie a tym co Boże. Dlatego im bardziej się do
Niej zbliżamy, zaczynamy swobodnie oddychać nieznaną dotąd atmosferą harmonii,
gdzie namiętności nie rozrywają już koryta rzeki, a wrodzona słabość nie zabija.
Ale czy to znaczy, że to już koniec? Że dotarliśmy do ideału i możemy spocząć
na laurach? Nie. Dopiero teraz zaczyna się walka o szczęśliwą wieczność dla
ludzi, z którymi złączył nas czas. Jak? Oręż jest prosty, ale przez to
najbardziej skuteczny: modlitwy, ofiary i najlepsze z możliwych wykonywanie
obowiązków stanu.
W
Niepokalanej Współrycerz